Z okazji Wielkanocy życzę Wam wszystkiego najlepszego! Święconego jajka, mało chrzanu i duuuuuuuuużo czasu z bliskimi podczas przerwy świątecznej! Zdjęcie przedstawia Mazurka roboty mamy i cioci. Przyozdobiony przeze mnie.
Mokrego śmingusa-dyngusa! Na mnie już czychaja. Oj mokra będę, mokra... :)
Z okazji Wielkanocy miała być miniaturka ale cóż. Nie mam weny!
Niech Nyks ma Was w opiece podczas Wielkanocy!
Edit:
Miniaturka
"Dzień Nyks"
Królowa. Tak siebie nazywała bogini Nyks wśród jej poddanych córek i synów. Przeczesała czarne włosy i przyjrzała się ciemnemu lakierowi na paznokciach. Jej długa suknia w wzorze gwiazd wśród ponurej nocy błyskała raz po raz jasnym blaskiem. Ugryzła fioletowe winogrono, rozkoszując się soczystym smakiem. Jej cera była lekko brunatna zmieszana z czerwonym.
Nagle jej suknia stała się jasna. W górnej części była niebieska, a na niej pływały chmurki, zaś dolna - ciemna i ponura, spływał z niej deszcz, śnieg i grad. Nyks skrzywiła się, gdy zimne płatki dotknęły jej nóg. Warknęła cicho.
- Znowu jakiś jasny osobnik. - mruknęła. - Dnia! Jak tak można! Ciemność i noc wytworzyli wyższe sfery niebne i dzień! - bogini wstała. Poprawiła suknię, którą tak na prawdę znienawidziła i wyszła z swojej komnaty. - Jak tak można! Dzień, pff.
- Nyks! - zawołał ktoś. Wściekła bogini zwróciła głowę ku osobnikowi płci męskiej. Miał on na sobie czarną koszulę i brudne, zniszczone, brązowe spodnie. Jego twarz była ochlapana jakby krwią. Na całym ciele miał blizny jakby ktoś go strzelał w te miejsca. Nie miał oczu ani włosów. - Och, matko...
- Moros. - warknęła kobieta.
- Polecam Hemera. - powiedział.
- Słucham?
- Polecam imię Hemera.
- Dobrze wiedzieć, Morosie. - Nyks spojrzała na niego z góry. Jej oczy strzelały jakby pioruny. - Coś się stało?
- Ereb kazał przekazać, że jeśli znów będzie jasne dziecko... - westchnął. - To odchodzi w ciemności. To idę mu przekazać, droga matko. Wspominałem już, ale się wkurzył... - rzucił na odchodnym.
Nyks warknęła. Na jej twarzy ukazał się grymas. Tupnęła nogą ze złości i ruszyła dalej. Nigdzie nie rozglądała się, była skupiona na jednym celu - świątyni Hermesa, gdzie zaplanowała się z nim spotkać.
Świątynia wyglądała na zaniedbaną. Gdzieniegdzie stały złote kolumny. W samym centrum pomieszczenia stał wielki kominek. Podeszła bliżej.
- Hermesie? - westchnęła.
Jasna postać wysunęła się zza jednej kolumny. Był to mężczyzna. Zaciskał kadeusz tak że jego palce były mocno zaczerwienione. Na nogach były trampki z skrzydełkami. Był ubrany w garnitur, który mocno podkreślał jego sylwetkę. Brązowe włosy były idealnie zaczesane, jednak błękitne oczy wyrażały głębokie zmęczenie.
- Hermesie. - syknęła bogini.
- Nyks. - powiedział chłodno Hermes.
Nagle jasność. Pojawił się drugi osobnik płci męskiej. Miał blond włosy i piwne oczy w których strzelały wesołe iskierki. Ubrany był w sportowy strój i od niego aż świeciło. Nyks przymróżyła delikatnie oczy, krzywiąc się na widok przybytego gościa.
- I Apollo! - powiedział przybyly.
- Co tu robisz, bogu Wyroczni? - prychnęła bogini.
- Hmm. Jestem Wyrocznią! Lub Wyroczniem. Nie ważne. W każdym razie, droga Nyks, słuchajże uważnie, bo od Ciebie zależy los twojej córki...
Za lat trzy tysięcy,
Dzień osiągnie cel upragniony.
Na Olimp wstąpi
i w Olimpie spędzi życie swe.
Razem z matką, co wybrała
w świątyni podziemnej małżonka jej.
Lecz najpierw go musi pokochać,
by zniszczyć klątwę ojca.
Nyks otworzyła delikatnie usta. Jej oczy wyrażały zaskoczenie.
- Więc... Mam wybrać któregoś z Was? - mruknęła.
- Prawdę mówiąc, zdaje mi się, że już wybrałaś... Hermesa. - mruknął Apollo. - Na moje zaproszenie nie raczyłaś...
- Cicho, bogu Wyroczni. - syknęła. - Wybieram Hermesa.
Jasność. Muzyka. A po chwili cisza.
Dwa tysiące lat później...
- Hermesie. - jęknęła kobieta patrząc w jego oczy. - Chyba się w Tobie zakochałam.
- Wiem, Hemero. Wiem. - powiedział i dotknął jej twarzy. - Ja chyba też.
///
Koniec. Dziękuję za uwagę :D
Bye bye!
Trochę nie zrozumiałam... Ale no cóż, nawet spoko.
OdpowiedzUsuń