Strach. Radość.
Smutek. Rozpacz. Depresja. Śmierć.
Taki mój żywot
po straceniu najważniejszej osoby. Umieram cicho, w kącie. Wykrwawiam się.
Nikogo tu nie ma. Nikt nie usłyszy ostatniego westchnienia. Nie ujrzy ulgi
wymalowanej na twarzy w ostatniej sekundzie. Nikt nie zobaczy rąk powodujących
większy wypływ krwi.
Jestem samotna.
Nie ma nikogo.
Nikt mnie nie
powstrzyma, bo nikomu nie zależy.
Żaden nie
zauważy, że zniknęłam.
Nikt…
Karetka
przyjechała. Moja dusza krąży, obserwuje. Nikt nie może nic zrobić. Umarłam.
Nie żyję. Nie istnieję.
Jeden upada na
kolana i czołga się do mojego ciała. Widzę jego smutną twarz. Dotyka moich rąk.
Łzy spływają z jego oczu. Kap, kap, kap. Nie
rozumiem, nie pamiętam niczego.
Ktoś na mnie
patrzy. Jego oczy ukazują zdziwienie, strach. Uciekam, jednak on mnie goni.
Przystaję. Dogania mnie i spogląda w moje oczy.
- Samobójczyni. Czego chcesz na tym świecie? – mówi.
- Nie wiem. – odpowiadam. – Nie pamiętam. Kim ja jestem?
- Samobójczyni. Jesteś samobójczynią. – mówi.
- Kim jest samobójczyni? – pytam.
- Co chcesz tu zrobić? – odpowiada pytaniem.
- Odpowiedz mi! – krzyczę.
- Nie.
Ze złości
uciekam. Oddalam się od tego człowieka. Wracam do oglądania człowieka, który
poznał moje ciało. Przyglądam się mu. Ma czarne włosy i piwne oczy. Jego
postura jest młodzieńcza. Ma na sobie strój lekarza. Jego twarz jest smutna.
Czy mnie kochał?
Nie wiem.
Czy zależało mu
na mnie? Nie wiem.
Kto to był? Nie
pamiętam.
Widzę jego na
moim pogrzebie. Nazywam się Aniela Warten. A on jest Matt. Matt Smift.
Kojarzę go, jednak moja pamięć dalej bez zmian.
Zostaje gdy
wszyscy się rozchodzą. Zobaczyłam wiele smutnych wyrazów twarzy. Nie pamiętam
ich.
- Miałaś nie umierać… - mówi Matt.
- Miałeś kochać. – odpowiadam, nawet nie spodziewając
się, że usłyszy. Nie wiem dlaczego to mówię.
- Aniela? – szepcze.
Uciekam. Nie
chcę go widzieć ani słyszeć. Chcę by czuł mój ból.
Nie wiem
dlaczego to chcę.
Nie pamiętam.
Dziwię się, gdy
widzę moje nienaruszone ciało po pięciu miesiącach. Leży gdzieś daleko w
szklanej gablocie, jakby czekało na duszę, która ma wrócić. Wyglądam jak
księżniczka.
Wspomnienia. Nic nie pamiętam oprócz tych pięciu miesięcy.
Nagle ktoś obok
mnie staje.
- Wyglądasz jak księżniczka. – mówi.
- To ty! Ten który mnie widział! – krzyczę.
- Dokładnie. Pamiętasz już dlaczego zostałaś na Ziemi?
- Nie.
- Twoje wspomnienia są w Tobie. Teraz ty. Wróć do swojego
ciała.
- Nie chcę. – mówię.
- Dlaczego? – pyta.
- Nie wiem.
Nagle ktoś woła
do mojego rozmówcy. Spoglądam i widzę uśmiechniętego nastolatka. Irytuję się.
- Panie profesorze, ogląda pan ciało Czekoladowej
Księżniczki! – wzdycha nastolatek. – O rany, ona jest taka śliczna. Jestem
ciekaw dlaczego pod tytułem Czekoladowa Księżniczka mieści się opis
„Samobójczyni, której uroda jest wieczna.”. – rumienię się mocno. - Dlaczego
Księżniczka nazywana jest Samobójczynią? Przecież była piękna i mądra, prawda?
- O tak, jest piękna i mądra, chłopcze. – odpowiada
profesor. – Po prostu nie wytrzymała na tym świecie. Jestem pewien, że niedługo
wróci do żywych, a jak znowu umrze jej ciało zmieni się w tą postać i zostanie
z nami na zawsze. Przecież to Czekoladowa Księżniczka, prawda? Księżniczka
wywodząca się z Boga!
- Pan profesor jest taki inteligentny! – westchnął
student. – Ale! Dlaczego Samobójczyni?
- Nie wytrzymała na tym świecie. Myślała, że straciła
swoją jedyną miłość, a jej najbliżsi się od niej odwrócili. Ale to nie prawda,
Nathan. Jak sądzisz? Myślisz, że Księżniczka do nas wróci i znów będzie żyć
pełnią swojego życia?
- Myślę, że wróci, panie profesorze!
- To dobrze myślisz. – zaśmiał się profesor.
- O! – zadzwonił dzwonek. – Do zobaczenia, panie
profesorze!
- Do widzenia Nathan!
Profesor zaśmiał
się serdecznie. Przyjrzałam mu się. Ma ostre rysy twarzy, czarne włosy i
okulary przeciwsłoneczne. Jest ubrany w białą koszulę i ciemne spodnie. Wygląda
na mniej więcej trzydziestolatka.
- Kim ja jestem? – pytam cicho.
- Jesteś naszą Czekoladową Księżniczką. – odpowiada. -
Jesteś naszą boginią, choć wszyscy wierzą, że pochodzisz od Boga z wielkim „B”.
Sądzę, że jesteś córką Olimpijczyków.
- Olimpijczyków, tak?
- Dokładnie. Księżniczko, zamierzasz wrócić?
- Tak. – odpowiadam.
Podchodzę do
szkła. Delikatnie kładę na nim rękę powodując lekkie falowanie na materiale.
Przechodzę przez niego. Dotykam miejsca gdzie powinno być serce. Przyciąga
mnie.
Nagle się duszę.
Jestem w przestrzeni szkła. Ktoś wywraca przedmiot na którym leże. Wydostaję
się z ciasnego pomieszczenia i szybko zaczerpuję powietrza.
- Czekoladowa Księżniczka. – mówi profesor.
- Czekoladowa Księżniczka! – wołają studenci.
Rumienię się
widząc jak każdy wiwatuje na moją cześć. W jednej sekundzie cały mój umysł zajmują
wspomnienia. Krzywię się, ale po chwili od razu się uśmiecham.
Nagle widzę
jego. Podbiega jakby niedowierzał.
- Aniela! – krzyczy. – Aniela!
- Matt! – też krzyczę. Biegnę w jego stronę, rzucając się
w jego objęcia. – Matt!
- Aniela… Aniela… Bogowie, kochanie, przepraszam. – szepcze.
- Wybaczam, wiem, że sobie beze mnie nie radzisz. Kocham
Cię, wiesz? – mówię.
- Ja Ciebie też, Aniela...
- Wiem.
Uśmiecha się.
Całuję go w usta
mocno. Chcę poczuć go, jego ciało, które tak dawno było dla mnie zamknięte.
Poczuć jego duszę, która mnie odpychała.
Oddaje
pocałunek.
W oddali słyszę
wystrzeliwanie fajerwerek.
Czekoladowa
Księżniczka… Wróciłam.
I nie odchodzę.
Z jakiejś książki! XD
OdpowiedzUsuńTa Aniela ma jakieś dziwne wahania :).
Piękne :)
OdpowiedzUsuń